The Strokes Polska

tyle sie działo :O za dużo zeby opowiadac (zajeloby mi to hohoho). ale moge powiedziec, ze włóczykij odnalazł małą mi jak łowil ryby (mala mi przyplynela w koszyku) i poszli razem do jakiegos parku, gdzie siedziały małe dzieci w miejscu ogrodzonym tabliczkami, gdzie pisało np. "nie deptac trawnika", "nie krzyczeć", "nie skakac" itd. no i te dzieci byly smutne i nie mogly sie bawic, no i strzegli ich straznik i jeszcze jakas babka. włóczykij sie wkurzył powyrywał z małą mi tabliczki i uwolnił dzieci :D a muminek i migotka znalezli domek smutnej filifionki i obchodzili z nia noc swietojanska :D

ach, włóczykij, ty mój rycerzu w lśniącej zbroi...
^^

but w butonierce napisał:

ej no to spojrzenie... ma w sobie coś z juliana.
[link widoczny dla zalogowanych]

pewnie, ze ma ^^' i to wiele.. :) w ogole włóczykij to taki trochę julian, zawsze mi sie kojarzylo :)

qrde, to tylko ja taka niekumata. ^^
ale to fajne porównanie.
włóczykij = julek.
julek = włóczykij.
miło. :)

Kiedy lecą muminki? Bo tak o nich smacznie opowiadacie, że aż ma się ochotę oglądać :D

hmm :D nie wiem! ale muminki są wyjebane. ja pamiętam i bardzo lubię taka epizodyczną postać - filifionka! :D

Delta napisał:

Kiedy lecą muminki? Bo tak o nich smacznie opowiadacie, że aż ma się ochotę oglądać :D

no ja napewno nie przepuszczę już ani jednego odcinka. ^^
we wtorki o 19.00 na jedynce.
powiesiłam sobie kartkę na ścianę w pokoju. z takim muminkiem. huh. :)

tak tak we wtoreczki, to mój rytuał z siostrą (starszą ode mnie o 10 lat). jak widać kreskówki można oglądać w każdym wieku. :)

huhu wiecie ze muminki sa japonskie? japonia=miłość. :P

chyba japońsko-fińskio-jakieśtam;)

a kogo to obchodzi??! :PP
dzisiaj wybrałam się w miasto. i fajnie ubrana dziewczyna była. aż za fajnie. to aż o lans zakrawało. ^^
i kupiłam sobie w lumpeksie na wilczaku jeansy levisa, ale koleżnka mi odebrała całą radość kupowania, bo ciągle rzucała teksty typu: uu, agata chcesz stringi używane za 2 zł? albo: zobacz, to ma plamę, jest beznadziejne...
itd.
a jak zauważyła jeansy calvina kleina to chciała z nich metkę zerwać. o_O
geez.
powiedziałam jej, że nie każdy sklep jest taki jak zara i już wiem, ze ona się do takich rzeczy nie nadaje.
będzie miała traumę po tej wyprawie.
no, ale mam jeansy levisa za 12.00zł.
mam nadzieję, że dobrze w nich wyglądam.^^

łał :D dobra okazja.
a propo Japonii - słyszałam, ze robia tam teraz karierę Blog27 xD xD tak mi sie przypomnialo bo dzisiaj u mnie w szkole jedna dziewczyna byla ubrana tak jak jedna z tych dziewczyn :P wszyscy sie na nia gapili, a ta sobie idzie srodkiem korytarza i tyłkiem kręci xD ale chała.

chała- to dobre słowo!!
a w tych jeansach wyglądam świetnie (powiedziała agata skromnie), a ta koleżanka to gupia jest!
wqrwiła mnie dzis. ^^
tam było dużo jeansów levisa, kilka replay, jakieś dwie pary mi wpadły w ręce ck, ale takie se. i w poniedziałek pojadę chyba kolejny raz, bo mają nową dostawę. ale drogo- trzy dychy za kilogram. w piątki 15zł. :)
a te moje są fajne. nie są obcisłe, ale nie wiszą na tyłku i się tak fajnie marszczą na końcu, bo są za długie na mnie.
i o to chodziło! :D:D

Ja mam opory przed kupowaniem w lumpeksach. Nie wiem dlaczego, ale w tych moich, łowickich, nie ma chyba rzeczy markowych.
Słyszałam, że można w niektówych istne cuda wyszperać. Moja znajoma znalazła sukienkę dolce & gabbana.
Ale ja znajduję tylko dresy i bawełniane garsonki :D
A sama kupiłam sobie dżinsory w crossie. Mają taką fajną... no... takie coś jakby metka z tyłu nad kieszenią :) w każdym razie tam, zamiast nazwy firmy, takie kolorowe kwiatki są. Ale nie jakieś wybłyszczone czy cholera wie jakie. Po prostu małe, gustowne kwiatki :)
Tylko dlatego je kupiłam. No, i dlatego, że były jedynymi pasującymi na mnie (jestem szeroka w biodrach z krótkimi nogami - masakra!)

to prawda, że można naprawde świetne ciuchy znaleźć w lumpeksach, tylko trzeba umieć szukać, przyjść w dobry dzień no i mieć odrobinę szczęścia.
moja koleżanka kupiła sobie trzy polówy lacoste, za złotówę każda.
a normalnie polówy lacoste chodzą po jakieś 100 dolców na strefie wolnocłowej- to info. od innej koleżanki.
a bawełniane garsonki i dresy też były. :D sztuką jest znaleźć coś wśród tej, nie oszukujmy się, masy badziewia.
ps. jak byłam mała to dostawałam torsji na dźwięk słowa "lumpeks" tudzież "sklep z używaną odzieżą".
ale już mi przeszło. wolę poszerzać swe horyzonty, ha! ^^
w tych poznańskich też nie ma wszystkich markowych ciuchów. większość jest takich niemarkowych np. rafaello. w sumie to wielkiej różnicy nie ma czy ciuch markowy czy nie. no, może taka, że ten markowy sprawia wrażenie solidnego, trwałego, no i to "coś" na twarzach znajomych, gdy uda ci sie kupić coś markowego za śmieszną forsę. :]
a ja mam moje jedyne jeansy, teraz w sumie nie jedyne, z big stara, ale sa naprawde fajne.